Spiesząc z odpowiedzią stwierdzam: Nie, nie muszą 🙂 A czy mogą? Owszem 🙂
Takie liberalne podejście do tematu sukien ślubnych ukształtowało się we mnie po tym, jak poznałam trochę historię trendu bieli w modzie ślubnej. W dzisiejszych czasach i naszej kulturze najczęściej spotykanym argumentem na obecność tego koloru jest to, że symbolizuje on czystość, niewinność ale także jest symbolem nowego początku. I jest to z pewnością dobry argument.
Co do historycznej symboliki bieli, to już nie jest tak łatwo. Źródła podają skrajnie różne informacje, mimo, że opisują zbliżone miejsce, kulturę i czas. Zatem mogę jedynie polegać na faktach. A są one takie, że zanim suknia ślubna stała się biała, to jej poprzednie wcielenia miały różne kolory, a czynnikiem który o tym decydował był pragmatyzm
Jednak jako profesjonalistka, nie mogę postrzegać tego tematu przez jeden pryzmat. Ludzie różnią się od siebie, poglądami, religiami i kształtują ich różne przeżycia i jeśli przychodzi do mnie klientka, która mówi, że nie może mieć białej sukni, ponieważ biel kojarzy jej się źle (a uwierzcie, że spotkałam się z tym nie raz), to muszę jej coś zaproponować…. tzn. nie muszę ale chętnie to robię. Ponieważ uwielbiam kolory i wszystko co się z nimi wiąże.
Jako, że projektuję suknie ślubne od wielu lat mogę powiedzieć, że ubrałam wiele panien młodych w suknie o przeróżnych barwach. Jak pewnie wiecie, w swojej pracy głównie stawiam na to, aby moje klientki wyglądały jak najlepiej ale równie istotnym czynnikiem jest to, aby wyglądały stosownie. Dlatego przed realizacją zamówienia (szczególnie jeśli jest to coś niestandardowego) staram się dopytać, w jakim klimacie jest ślub etc.
Jeśli zaciekawił Was temat to zapraszam do obejrzenia filmu, w którym popoiadam jak biel przebojem weszła to świata mody ślubnej.
Zachęcam do przeczytania tekstu poniżej ale jeśli Wam się nie chce, to możecie obejrzeć filmik na dole wpisu 😉
Z braku czasu nie zdążyłam zrobić wpisów na blogu, choć dany temat poruszyłam na moim kanale na YouTube. Postaram się zatem nadrobić zaległości 🙂
Zarówno sukienki z głębokim dekoltem jak i sukienki mini sprawiają często kłopot moim (i chyba nie tylko) klientkom. Głównym powodem tego jest jakże słuszna obawa przed tzw. pokazaniem za dużo 🙂
Zacznijmy od początku. Pierwsza moja uwaga dotyczy bielizny, którą zakładamy pod sukienki z głębokim dekoltem. Na szczęście żyjemy w czasach, że nie mamy deficytu na różnego rodzaju modele bielizny. I dlatego możemy wybierać spośród wielu rodzajów. Są m.in modele dedykowane do tego typu sukienek. Porada niby bardzo prosta, a kompletnie odczarowuje całą stylizację.
Jaki problem sprawiają sukienki mini? No nie trudno się domyśleć, że każda z nas ma obawę, że czasem na mocno podwieje wiatr :))) I co wtedy? A nic! Po prostu do krótkich długości można założyć krótkie szorty. Następny prosty „tip”, a ile stresu można zaoszczędzić.
Jasną sprawą jest też to, że sukienki mini z powodzeniem możecie zestawiać ze spodniami (o różnych fasonach) i tworzyć dzięki temu wspaniałe stylizacje, które umiejętnie dobrane mogą zadziałać na korzyść Waszej sylwetki.
Wracamy do głębszych dekoltów. Kolejną częścią garderoby którą możecie wykorzystać pod sukienką może być prosty top, który po pierwsze może urozmaicić stylizację po drugie będzie pełnić rolę bielizny.
Z resztą zobaczcie:
Oczywiście w niektórych przypadkach można zastosować ozdobną halkę:
Jeśli już przeczytaliście wpis, to i tak zachęcam Was do obejrzenia filmiku w którym rozwijam ten temat, a dodatkowo pod koniec przebieram się i stylizuję sukienki z głębokim dekoltem i te mini też 🙂
Rzecz jasna, wszystkie modele wykorzystane w odcinku pochodzą z mojej pracowni i są mojego autorstwa. Możecie je obejrzeć na stronie butiku https://nikonorov.com/
Mini, midi, maxi – czyli mało, średnio i dużo materiału zakrywające naszą dolną część ciała 😉 Oprócz tego, że nie w każdej długości, każdej sylwetce jest dobrze, to jeszcze nie każde okoliczności są wskazane, aby je nosić, nawet gdy mamy sylwetkę Cindy Crawford. Jak sobie poradzić z odpowiednim doborem długości spódnicy czy sukienki, aby zyskała na tym nasza figura i żeby nie popełnić faux paux?
O ile każda z Was wie, co oznaczają pojęcia „mini, midi, maxi” o tyle czasem gubicie się, którą długość wybrać dla siebie, czasem zbyt kurczowo trzymacie się tej, którą uważacie za najodpowiedniejszą, a dodatkowe wybranie konkretnej z nich na daną okoliczność spędza Wam sen z powiek. Skąd to wiem? Z wielu lat pracy z Wami. Z pytań, jakie mi zadajecie. I choć mogłoby się wydawać, że wszystko to jest takie oczywiste, nie zawsze takie jest.
O tym, że w wielu okolicznościach dana długość jest nie na miejscu wie doskonale każda kobieta. Każda z nas ma jakiś określony „dress code”, czyli kod ubioru w zależności, gdzie pracuje, ale również inne okoliczności mogą determinować, jak powinnyśmy się ubrać.
Sukienki maxi są z nami od niepamiętnych czasów, wszystkie je znamy z historii. Mówi się, że jest to nieodpowiednia długość dla osób niskich. Ja się z tym nie zgadzam – dobrze dobrany fason spódnicy czy sukienki sięgającej ziemi plus chociaż niewielki obcas dodają kilka centymetrów wzrostu. Długość ta ostatnimi czasy stała się ulubienicą kobiet, co wiem z własnego doświadczenia i ilości sprzedanych egzemplarzy. Polubiłyście je zarówno na dzień, jak i na wielkie wyjścia. Ale czy są okazje na które jest ona nie tylko wyborem, ale i koniecznością? Otóż tak. Jeśli zdarzy Wam się otrzymać zaproszenie z adnotacją „white tie” – suknia, nazywana „balową” będzie wskazana. Może być to bal charytatywny, wesele lub inna uroczystość, której organizator poinformuje Was o tym,że takie stroje są obowiązkowe. Oczywiście wiem, że zdarzą się takie „strojnisie”, które to zignorują, jednakże nie będzie to w dobrym stylu. „Black tie” pozwala na noszenie krótszych długości (lub maxi) – to również może być wesele, uroczysta gala, wyjście do opery itp.
Coco Chanel jako jedna z pierwszych znudziła się długością maxi. Chciała ona czerpać z życia pełnymi garściami a w sukniach, jakie wówczas nosiły kobiety, nie dało się jeździć konno (lub można było nabawić się kontuzji siedząc bokiem) – dlatego zaczęła nosić spodnie a paniom, które poruszały się automobilami 😉 i generalnie prowadziły coraz aktywniejsze życie zawodowe, proponowała długość spódnic za kolano. Na tamte czasy był to nie lada wyczyn, ale nawet i Coco Chanel można było zdegustować. Stało się to w larach 60-tych XX wieku, kiedy pojawiła się długość mini. Chanel uważała ją za odrażającą 😉 Młode dziewczyny natomiast bardzo tej długości potrzebowały, chciały odróżnić się od swoich matek, dlatego projekty Andre Courrage i Mary Quant były dla nich wymarzonymi.
Niektóre z nas muszą się trzymać ściśle określonych reguł i wytycznych, nierzadko nosząc ubrania narzucone odgórnie przez daną korporację (np. uniformy w banku). Przyjęło się, że najodpowiedniejszą długością jest taka do połowy kolana lub plus minus pięć centymetrów. Ja mam to szczęście, że pracuję w wolnym zawodzie, prowadzę swoją firmę i sama sobie narzucam co nosić, bo przyznam szczerze, że moja sylwetka takiej długości nie lubi. Jeśli muszę wyglądać bardzo elegancko, to owszem, wyglądam i wybieram długość za kolano i fason ołówkowy. Jeśli mogę wyglądać jak chcę – noszę mini. Kiedy mogę wyglądać jak chcę, plus wieczorowo – wybiorę maxi. Pamiętajcie o tym, że cięcia poziome (pionowe zresztą też) powodują, że dane miejsce jest najbardziej podkreślone i zauważalne. Jeśli długość spódnicy kończy się w miejscu, które jest najmniej korzystnym w Twojej sylwetce i/lub zasłoni to, które jest Twoim mocnym punktem – będziesz wyglądała na tęższą. Przykładem może być długość do połowy łydki, kiedy łydki masz najmniej zgrabne lub suknia do ziemi, kiedy Twoja górna część ciała jest w większym rozmiarze niż dolna i zasłonisz sobie zgrabne nogi Claudii Schiffer. U mnie tragicznie wyglądają cięcia w okolicach kolan, łydek – bo ćwiczę, biegam i podkreślenie mięśni w tych miejscach sprawia, że wyglądam jak klocek 😉
Odnoście mini chciałam powiedzieć Wam, że nie zrażajcie się do tej długości, bo uważacie swoje nogi za niezgrabne, metrykę za nieodpowiednią lub kiedy nosicie większy rozmiar niż byście chciały. O ile nie jest to dopasowana mini-sukienka z cienkiego jersey’u z wiskozy z lycrą, może przynieść Wam więcej korzyści niż Wam się wydaje. Ale jak to? A właśnie tak – może ona sprawić, że będziecie wyglądały na szczuplejsze, bo noszona ze spodniami zasłoni biodra, brzuszek, boczki i uda – to, co bardzo często chcecie zamaskować a podkreślacie bluzkami. Pomyśl, ile zyska Twoja sylwetka jeśli zamiast żakietu kończącego się w połowie bioder (cięcie podkreśla to miejsce) założysz sukienkę żakietową. Ile lekkości zyskasz asymetryczną sukienką, która bardzo odsłania nogę – ale nogę ubraną w skórzane spodnie. Ile kilogramów stracisz w pięć minut – zakładając poluzowaną mini czy tunikę z ulubionymi dżinsami lub eleganckimi cygaretkami. W tym przypadku miniówka jak dobra przyjaciółka ukryje przed światem to, czego pokazywać nie lubisz. W niektórych przypadkach da Ci więcej korzyści niż spódnica maxi.
Reasumując zachęcam Was, jak zawsze, do eksperymentowania, do słuchania głosu serca (czasem rozumu), wyłamywania się spośród aktualnych trendów, do tworzenia własnego stylu. Pamiętajcie jedynie o tym, że oprócz osobistych upodobań, czasem trzeba wykazać się jeszcze szacunkiem do drugiej osoby – czy to będzie klient, panna młoda czy głowa państwa. Wtedy do swoich preferencji trzeba dodatkowo odnaleźć odpowiednią długość spódnicy (i czasem też głębokość dekoltu). Radzę też nie popadać w skrajności i dać sobie luz na wakacjach, na plaży i czasem odsłonić nogę, choć jedną 😉
Wiem, że niektóre z Was mają kłopot ze znalezieniem w swojej sylwetce atutów i tzw. najlepszych miejsc, które warto podkreślić. Niektóre z Was nie mogą znaleźć też ubrań, które pozwolą na podkreślenie tego, co najlepsze w Waszej figurze. I tu pojawia się pole do działania dla stylisty lub projektanta z którego usług polecam skorzystać.
Zawsze po publikacji filmów na youtube wpadają mi do głowy pomysły, które jeszcze mogłam wykorzystać w video. Jakieś dodatkowe zagadnienia, ciekawostki, czy rozwinięcia tematów.
Dzisiejszy wpis ma dotyczyć sukni ślubnych, a dokładnie nowych modeli które zaprojektowałam i których premiera w butiku odbyła się latem, wiec do rzeczy..
Co mnie zainspirowało?
Jednym słowem – życie (hahaha), a tak serio, to przy okazji spotkań z klientkami wyczułam, że ich główną potrzebą jest to, aby suknia ślubna nie była „na raz”. I w pełni to rozumiem. Biorąc pod uwagę, że droga do wyboru sukni nie zawsze jest łatwa i przyjemna, bo przecież trzeba przewalić kilkadziesiąt stron internetowych, odwiedzić kilka salonów, przymierzać, przemyśleć, znów przymierzyć. W końcu decydujemy i przychodzimy na przynajmniej jedną przymiarkę, chowamy suknię do pokrowca i czekamy na „ten dzień”. Później kilka podniosłych chwil, sesja zdjęciowa i suknia ląduje w szafie, a my zastanawiamy się, co dalej. Wyrzucić szkoda, bo przecież sentyment nie pozwala. Oddać szkoda, bo przecież mamy z nią wspomnienia.. I tak po kilku miesiącach, czy latach dochodzimy do podobnych wniosków, że suknia tylko zabiera nam miejsce w szafie, a do niczego nam się nigdy nie przyda. Często fason też niekoniecznie nam się podoba.
Ten scenariusz znam jako żona z jedenastoletnim stażem ale jako projektantka chciałam coś zrobić z tym fantem, żeby ta wymarzona suknia miała swoje drugie życie. Już wcześniej zaprojektowałam kilka modeli, które po ślubie polecałam swoim klientkom skrócić lub przefarbować i cieszyć się swoją sukienką jeszcze długie lata. To był właśnie główny bodziec, który przyświecał mi do stworzenia mini kolekcji sukien ślubnych wielokrotnego użytku. Zależało mi na fasonach ponadczasowych, uniwersalnych, eleganckich ale też wygodnych i na różne rodzaje sylwetek. Aby w stylizacji z np. ramoneską czy adidasami stały się fajnymi sukienkami koktajlowymi czy nawet dziennymi. I przyznam Wam, że oprócz eko-trendu który nawiązuje do wielokrotnego używania, na pozór bezużytecznej rzeczy, bardzo zależało mi na pragmatyzmie i wygodzie dla panny młodej.
Zobaczcie wszystkie sylwetki na filmiku
Dodatkowym atutem są ceny. Oczywiście, suknie uszyte są z najwyższej jakości materiałów, których szukałam latami. Oczywiście, że suknie są uszyte ze szczególną starannością o najdrobniejszy szczegół. Natomiast odpadają ręcznie wykonywane i naszywane aplikacje, które znacznie podnoszą ceny sukni, gorsety, które prawidłowo zrobione wymagają wielu przymiarek, czasu zarówno klientki jak i krawcowej. Przymiarki są proste i przyjemne, a często zdarza się, że wystarczy podanie wymiarów na odległość. Przyznam, że uszyliśmy tych sukien sporo na wymiary podane via mail i póki co, nie mieliśmy nawet poprawki.
Dodatkowymi atutami tych modeli jest to, że pozostawiają one bardzo szerokie pole do stylizacji. Dla osób kreatywnych są jak czyste płótno dla malarza. Od prostej, skromnej klasyki, przez rockowe stylizacje, boho aż po pałacowy przepych. Wszystko zależy jak tę suknię „obudujesz” i który fason wybierzesz.
Suknie ślubne dostępne są w moim butiku online lub w pracowni w Łodzi.
Jeśli chcecie posłuchać więcej o sukniach ślubnych do 1000 zł to zapraszam do obejrzenia vloga
Jak zwykle początek kolekcji zaczynam się od znalezienia inspiracji. Tym razem punktem wyjścia była moda lat 90 oraz 50. Oczywiście w trakcie tworzenia pomysł ewoluował w kierunku stylu który jest ze mną od wielu lat. Jest to dla mnie pocieszające, że po czasie w którym jestem w zawodzie udaje mi się odnaleźć swój własny, charakterystyczny styl.
Kolejnym krokiem były desenie. Tutaj zależało mi na nasyconych, konkretnych barwach. Zestawienia kolorystyczne które znalazły się w kolekcji są przez mnie sprawdzone jako wyraziste, mocne i twarzowe. W końcu miałam okazję wykorzystać je w formie druków na materiałach. Muszę przyznać, że projektowanie wzorów było dość pracochłonne. Z uwagi na to, że postanowiłam, że będą tylko trzy motywy, chciałam aby były to takie które wyrażają właśnie mój charakter, osobowość i estetykę.
Później zaczęły się schody.. to co sobie wyobraziłam niekoniecznie chciało powstać. Chodzi tu o techniczne sprawy o których klienci często nie mają pojęcie. Ile prób druków trzeba wykonać, aby wyszły tak jak chcesz, ile materiałów przetestować, aby znaleźć ten idealny? Na szczęście się udało, więc mogłam zająć się fasonami i konstrukcją. Tu też sprawa nie jest oczywista. O ile kilka sprawdzonych modeli zostało „przemyconych” w nowej odsłonie, o tyle nowe modele zawsze testuję na sobie. Nie muszę zaznaczać, że nie robię tego w jeden dzień. Sprawdzam nie tylko to jak sukienki czy suknie się układają gdy stoję przed lustrem ale również gdy się poruszam, pracuję, idę na zakupy czy z psem na spacer. Przymierzam kreacje na różnych typach sylwetek abym później, pisząc opis mogła z czystym sumieniem polecić go dla danej figury. Kiedy już wszystko się zgadza przechodzę do stopniowania i wyboru skali rozmiarów dla poszczególnych fasonów. To też jest kwestia prób. Nie każda sukienka wygląda dobrze w większych rozmiarach i dlatego niektóre z nich są w butiku np. tylko do 38 rozmiaru. Oczywiście znaczną większość staram się projektować tak, aby osoba w rozmiarze 44 też wyglądał dobrze.
Kolejny etap to szycie i szukanie sposobów realizacji, najlepsze wykończenia i techniki. Tu nie mogę wchodzić w szczegóły ponieważ są ściśle tajne 🙂 W skrócie powiem, że nie idziemy na skróty. Liczy się efekt końcowy.
Etap któryś tam.. Zdjęcia. Tym razem znów modelką byłam ja. I nie chodzi o to, że uważam się za najlepszą modelkę ale o to, że wiele z Was stwierdziło, ze jest to najlepsze rozwiązanie. Dodatkowo jest to dla nas (mnie i Dominika) najwygodniejsze. Nie musimy ustawiać sobie deadline’ów, umawiać się na konkretny czas pracy i spinać się aby wyrobić na czas. Jak coś nie wychodzi to po prosu powtarzamy w swoim tempie. Staramy się aby zdjęcia jak najbardziej oddawały to jak ubrania wyglądają w rzeczywistości, dlatego nie ingerujemy w nie zbyt mocno. Oczywiście na małą korektę sobie pozwalamy bo przecież niezbyt estetycznie wygląda modelka z zadrapanym przez kota kolanem :))
Oprócz zdjęć do każdej sukienki, bluzki, sukni czy spódnicy dodaliśmy krótki film w którym prezentuję ów model i opowiadam o sposobach w jaki można go stylizować, z czym zestawiać, jak nosić i dla jakiej sylwetki będzie odpowiedni. Myślę, że to pomoże Wam w odpowiednim wyborze czegoś dla siebie, a zarazem uchroni przed rozczarowaniem. Kiedy mówię, że dla danej sylwetki coś nie jest odpowiednie to, zaufajcie mi – NIE JEST. Może i jestem do bólu szczera ale wychodzę z założenia, że to jest lepsze niż sprzedanie kolejnej rzeczy, która nigdy nie zostanie założona przez klientkę.
No dobrze.. dość już tych technikaliów 🙂 Zobaczcie kolekcję.
Nie wiem który raz z rzędu na tym blogu to napiszę, ale…. ZAPRASZAM WAS DO MOJEJ NOWEJ PRACOWNI! (Fanfary!!!)
Przez prawie czternaście lat istnienia mojej marki naliczyłam ich dziesięć, ale mogłam się pomylić. Każda z moich pracowni wniosła do mojej pracy i życia coś nowego, każda zostawiła po sobie wspaniałe wspomnienia. Dlaczego postanowiliśmy przeprowadzić się po prawie roku od poprzedniej przeprowadzki? Ano dlatego, że poprzednie miejsce musieliśmy znaleźć szybko, bo z dnia na dzień zostaliśmy bez przestrzeni do pracy (kto ogląda nasz kanał youtube, ten wie o co chodzi)… Z tego względu przymknęliśmy oko na drobne niedoskonałości, bo bardzo zależało nam, aby jak najszybciej wznowić produkcję i wysłać zamówienia, bo zbliżały się Święta. Nie ma tego złego, bo okazało się, ze trafiliśmy pod dobry adres, tylko… Tylko czeka na nas coś lepszego, tuż obok 🙂 W tym samym budynku, po sąsiedzku. Z dużymi oknami, których bardzo nam brakowało i z nową, jeszcze lepszą energią.
Teraz to tu będą powstawały nasze najnowsze kolekcje. Tu też będziemy kręcić dla Was filmy, robić sesje, bo oczywiście mamy też studio. Tu będą spełniały się Wasze marzenia o sukniach ślubnych, o kreacjach na wyjątkowe okazje (takie jak wesele, Sylwester, studniówka). Tu też znajdziecie dopasowane do Waszych potrzeb, uszyte na miarę ubrania według mojego projektu, które dodadzą Wam wiary w siebie również na co dzień. Pamiętajcie o tym, że każda rzecz z naszą metką powstaje właśnie tu, w tym miejscu i w żadnym innym. Nie mamy podwykonawców, sami nadzorujemy proces produkcji począwszy od projektu, przez autorskie druki, konstrukcję, szycie, na wykończeniu skończywszy. Tym razem zaprojektowaliśmy pracownię tak, aby showroom był połączony z atelier i aby było widać, jak pracujemy. Ja to miejsce nazywam „naszym królestwem”. Mam nadzieję, że będziecie czuły się tu komfortowo a jeśli nie możecie nas odwiedzić, to że będziecie miały świadomość tego, że dostajecie przesyłkę z naprawdę dobrego miejsca 🙂
PS. Jak zawsze przy okazji chwalenia się nową pracownią, serdecznie dziękuję mojemu kochanemu tacie i mężowi ❤
Zapraszam, obejrzyjcie zdjęcia i napiszcie, jak Wam się podoba?
Temat mitów modowych którym postanowiłam zająć się podczas kręcenia kolejnego filmu na YT pojawił się wtedy, gdy zrozumiałam jak często stereotypowe podejście, oraz utarte schematy uniemożliwiają kobietom dobór właściwej dla nich stylizacji. W mojej pracowni często spotykam klientki, które jak ognia, boją się niektórych rozwiązań i argumentują to właśnie absurdalnymi stwierdzeniami, że „nie mogę założyć długiej sukni, bo jestem niska”, że „rękaw za szeroki do moich grubych ramion” etc.
Nie obwiniam tutaj osób, które mają takie przekonanie o ich brak wiedzy na temat doboru ubrań do typu sylwetki czy ogólnie stylizacji, ale muszę przyznać, że drażni mnie kiedy ktoś nigdy nie spróbował zadać kłam tym gusłom i nie sprawdził tego na sobie, czy pasuje mu dany kolor, czy inna długość sukienki nie będzie dla niej lepsza lub kształt dekoltu nie poprawi ogólnego wyglądu.
Wydaje mi się, że na kilku prostych przykładach jestem w stanie udowodnić, że niektóre z mitów krążących w naszej świadomości to nonsensy. Wiele razy udowadniam to u siebie w pracowni, kiedy od klientek słyszę podobne nowinki. W moim showroomie mam przygotowanych kilka fasonów, dzięki którym w ciągu chwili rozwiewam tego tupu wątpliwości. Czasem chodzi o detale w obrębie jednego fasonu.. inna głębokość dekoltu, inna długość rękawa, inny odcień danego koloru i od razu widzimy efekty. Po prostu, tym filmikiem chciałam Was zachęcić do eksperymentowania oraz uprzedzić, że wbijanie sobie do głowy pewnych schematów może nie być dla Was korzystne. Możemy za to odświeżyć nasz wygląd w banalny sposób przełamują te schematy. Czasem wystarczy tylko wejść do przymierzalni 🙂
Przy okazji zapraszam do kontaktu ze mną, jeśli macie wątpliwości co do doboru dla siebie odpowiedniej kreacji – jestem do usług 🙂
Wpadliśmy na pomysł tego odcinka spontanicznie i nie wiedzieliśmy, co z tego wyniknie…. Bo czy można kupić na nadmorskim bazarze kiczowaty dodatek i wystylizować go z ubraniami z naszych kolekcji tak, aby wyglądał stylowo? Przechodząc pomiędzy sklepikami z pamiątkami mnóstwo jest kolorowych naszyjników, bransoletek, świecących opasek…. Zaryzykowaliśmy! Jest to jeden z moich ulubionych odcinków, jakie dotychczas nakręciliśmy. Dał nam wiele radości, śmiechu i wysilił do kreatywnego myślenia (choć tego nam akurat na co dzień nie brakuje). Wniosek z tego jest taki, że czasem można poszukać inspiracji nie wydając ogromnej kwoty pieniędzy oraz drugi, bardziej zasmucający – że na dobrze zrobionych zdjęciach, nawet największy bubel prezentuje się świetnie, co wykorzystują producenci i sklepy takich rzeczy… Zapraszam do oglądania i komentowania. Co sądzicie o takich kreatywnych odcinkach?
W mojej pracowni pojawiają się kobiety w różnym wieku. Łączy je jedno – każda chce wyglądać pięknie. Co zabawne, każde z nich mają jakieś swoje „problemy”, które z biegiem lat zamieniają się w zupełnie inne i wtedy same śmieją się z tych wcześniejszych. Czasem zdarza mi się usłyszeć, że czegoś w pewnym wieku już nie należy nosić, że należy o tym zapomnieć. Jest wiele mitów i stereotypów, które panie wyczytują w poradnikach, książkach i się kurczowo tych rad trzymają. A nie ma jednej złotej rady dla wszystkich pań w danym wieku. Każda jest osobnym przypadkiem, każda ma inną sylwetkę, typ kolorystyczny, urodę, temperament, styl życia, pracę itp. itd…
Poznajcie moją mamę. Piękną kobietę po sześćdziesiątce, która ubiera się barwnie, kolorowo i bawi modą. Mama Krystyna uczy dzieci w szkole muzycznej, jej wychowankowie często o niej mówią, że jest ich drugą mamą (i mamy tych wychowanków też tak ją nazywają). Ubierając się do pracy musi zatem kierować wieloma aspektami – ubrania muszą być wygodne, komfortowe nawet jeśli idzie z dziećmi do filharmonii czy na koncert. I co ważne, przez duże problemy z kręgosłupem nie może nosić obcasów (zakłada je na szczególne okazje i tylko na chwilę), dlatego ma pokaźną kolekcję trampek i innych butów na płaskiej podeszwie. Kiedyś przeczytałam, że już po trzydziestce nie powinno się trampek nosić pod żadnym pozorem 😉
W nowym odcinku „UBIERAMY” mama pokazuje Wam kilka swoich ulubionych ubrań z moich kolekcji. Między innymi bluzkę i tunikę inspirowaną malarstwem zalipiańskim i koszulę w kratę, którą uwielbia. Koronkowa sukienka w kolorze chabrowym jest idealna dla mamy pana młodego czy panny młodej i taką właśnie jej zaprojektowałam na wesele mojego brata 🙂 Trapezowa sukienka w kwiaty, które namalowałam była jej wymarzoną na szczególną uroczystość. Specjalne miejsce w jej szafie mają sukienki nazwane jej imieniem. Zaprojektowałam je wiele lat temu właśnie z myślą o niej. „Cristina” to sukienka wysmuklająca, która dzięki swojemu fasonowi momentalnie wyszczupla sylwetkę dodając jej kilka centymetrów wzrostu. Dodatkowo maskuje brzuch i biodra jednocześnie podkreślając talię, która sprawia wrażenie jakby nagle straciła trochę w obwodzie 😉
Zapraszam na odcinek, zobaczcie jak to wszystko wygląda i poznajcie mojego wymarzonego księcia z bajki, jakiego narysowałam mając pięć lat. Czy jest podobny do Dominika?
Projektując tę bluzkę myślałam o tych z Was, które lubią ubrania ponadczasowe, uniwersalne a zarazem oryginalne i unikatowe. Bo niby „prosta” bluzka, ale potrafi całkowicie odmienić charakter stylizacji. W zestawie ze spódnicą stworzy sukienkę, ze spodniami – kombinezon. Pomoże tym, które noszą inny rozmiar „góry” i „dołu”; rozświetli cerę, jeśli dobierzesz swój idealny zestaw kolorystyczny; będzie idealna dla pań w ciąży i zaraz po niej – jej obwód można regulować a kopertowy krój ułatwi karmienie piersią… Wymieniać można w nieskończoność… 😉 Co zrobić jak się nie lubi dekoltów „V”? Z pomocą przyjdzie krótki top, koszulka z koronką – dowiesz się o nich z filmiku lub po prostu noś ją na dopasowany t-shirt. Mitem jest to, że mając mały biust nie powinno się nosić podobnych fasonów. Spójrz na mnie! Ja biuściasta nie jestem, a jeśli mnie spotkasz, prawdopodobnie będę tak ubrana 😉 Cóż w niej jest tak unikatowego? Myślę, że wszystko co napisałam powyżej plus to, że jeśli nie wybierzesz koloru czarnego to nasze autorskie druki, które robimy sami od podstaw pod Twoim okiem sprawią, że poczujesz się częścią nas :))) Więcej dowiesz się z filmiku:
Poznajcie Martę! Ta cudowna dziewczyna to jedna z moich klientek i kolejna bohaterka naszego cyklu „Ubieramy…”. Spotkałyśmy się niedawno przy okazji jej wizyty w Polsce w celu przymiarki jej wymarzonej sukni ślubnej. Marta od razu wiedziała co chce i wybrała białą suknię z kolekcji „Felicita”. Jej ślub, jak sama to nazywa, będzie „minimalistyczny” – obiad dla rodziny i przyjaciół. Ta suknia sprawi, że Marta z pewnością nie będzie czuła się przebrana a jednocześnie podkreśli wagę tego dnia. Bo „Magdalena” to niby skromna suknia, ale inteligentnie dopasowująca się do sylwetki, kształtów i … sytuacji. Bo wystarczą inne akcesoria i możesz wystylizować ją na wiele okazji! Ja dziś zaproponowałam Marcie stylizację boho. Dobrałam jej sandałki na słupku, kwiatową koronę i postawiłam na delikatny makijaż.
„Ubieramy…” – to nasza odpowiedź na Wasze częste komentarze, że w kolekcjach projektanta wyglądają dobrze tylko bardzo szczupłe modelki. W pierwszym odcinku poznacie Karolinę, która sama się do nas zgłosiła i chce Wam pokazać, że w rozmiarze 44 można (a nawet trzeba!) czuć się piękną! Specjalnie na potrzeby sesji powstała wieczorowa suknia plus size z drukiem z kolekcji „Królowa Bajka” – od teraz dostępna w naszym butiku w rozmiarach od 34 do 46 🙂 Zapraszamy!
„Ile sił w nogach, cała czwórka pogalopowała do furtki (…), wcisnęli głowy pomiędzy cienkie szczebelki ogrodowej furtki. Czekają z bijącym sercem na ukazanie się tajemniczej, czerwonej parasolki. (…) Szła ona teraz wolno przez łąkę, pod jedwabną, czerwoną parasolką, szła w stronę wyglądających spoza furtki dzieci. (…) Pani szła w białej, powłóczystej sukni, spod której błyskały w słońcu świecące pantofelki… Szła owiana przedziwnym różowawym blaskiem, blaskiem, jakim widziały dzieci dokoła tych bajkowych rzeczy, które można jedynie zobaczyć przez czarodziejskie, różowe szkiełko”
„Królestwo Bajki”, Ewa Szelburg-Zarembina
Ktoś mnie kiedyś zapytał (w sumie nie raz), ile czasu trzeba poświęcić, aby prowadzić własną firmę, markę? Odpowiedź brzmi: prowadząc własną firmę, jesteś w pracy zawsze. I nie ważne, ile osób zatrudniasz, z iloma współpracujesz – jesteś w pracy zawsze. Nawet na wakacjach. Tym razem, pakując się na wczasy zabrałam ze sobą mnóstwo rzeczy… prawie wszystko po to, by zacząć projektować nową kolekcję. Szkicowniki, ołówki, pastele, kredki, pisaki, farby, kufer ze wszystkimi akcesoriami do robienia kwiatów, jedwabie iiiiii…. szkoda czasu na wymienianie – cała walizka zapełniona.
Z tego miejsca dziękuję NVIDIA i Komputronik za ułatwienie mi pracy na wakacjach, projekty już się tworzą z pomocą Waszego notebooka! (Nawet w mega słońcu, bo nie odbijam się jak w lustrze w monitorze… ❤ )
A tak „by the way”… Kto śledzi mój fanpage ten wie, że moja współpraca z INVIDIA Geforce zaczęła się już jakiś czas temu. Całkiem niedawno miałam okazję stworzyć dla nich kilka projektów w Virtual Reality. Szczerze – jak zostałam o to poproszona, trochę się przestraszyłam… Bo miał do mnie przyjechać specjalista, projekty musiały powstać tego samego dnia a ja nie mogłam nauczyć się obsługi urządzenia wcześniej…. I co? I to była tak wspaniała zabawa, że mogłabym tam siedzieć w tej nierealnej rzeczywistości i sobie rysować na manekinie, który był identyczny jak mój w prawdziwej pracowni. Oprócz tego w goglach można zwiedzać miasta i oczywiście grać.
Zobaczcie, tak wyglądały moje suknie. Dodam, że „na żywo” wszystko to wygląda jak w bajce. Perły, cekiny się skrzą; pióra przenikają się kolorami a z nieba, jeśli chcecie, spadają gwiazdy. Coś cudownego. Pokochałam.
Do zobaczenia Kochani, mam dla Was wiele niespodzianek już za niedługo :))
Doskonale wiecie, że kolekcje powstają z dużym wyprzedzeniem. „Botanicę” zaczęłam tworzyć zeszłego lata… A w zasadzie zaczęliśmy! Posłuchajcie…
Każde wakacje spędzamy nad morzem, w Jantarze. Latem kończyłam kolekcję „Patria” i przygotowywałam się do pokazu. Pamiętacie pewnie moją „polową” pracownię, jaką urządziłam sobie w drewnianym kempingu. W tym czasie Dominik z moim tatą wymyślali, jak zrobić husarskie skrzydła dla modelek. W zasadzie ciężko pracowaliśmy w nasze wakacje.
Nasz domek stoi na skraju lasu, toteż wystarczy postawić nogę na progu i już jest się w innym świecie. Tak to wygląda:
Tegoż lata zaczęliśmy interesować się właściwościami ziół, obserwować jak i gdzie rosną, zbierać, próbować. Ot, taka rozrywka. Kto wie, ten wie, a kto nie wie zaraz się dowie – zanim studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych mój wymarzony kierunek – projektowanie mody, jeden rok spędziłam na Architekturze Krajobrazu. Rośliny zatem nie są mi obce, ale też nie całkiem znajome, ponieważ zamiast być pilną studentką, na wykładach robiłam szkice sukienek. Na botanice też. Choć z botaniki czułam się niemalże ekspertką, ponieważ pomimo tego, że byłam w liceum w klasie o poszerzonym angielskim, to nasza wychowawczyni uczyła nas poszerzonej biologii (pozdrawiam serdecznie Pani Grażynko). O czym to ja pisałam? Aaa… 😉
Inspiracja! Nie wiem jak wygląda Wasza karta pamięci w telefonie, ale ja zazwyczaj aby zrobić jedno zdjęcie, muszę skasować dziesięć. Tak więc chodziłam po tym lesie i plaży w towarzystwie pięknego i jakże oczytanego męża i fociłam wszystko to, co później przeniosłam na druki: dzikie róże, rokitniki, liście, trawy, chwasty…
Kiedy na chwilę wracaliśmy do Łodzi, spędzaliśmy dużo czasu w Ogrodzie Botanicznym i Palmiarni – tam zdjęcia robił Dominik i to z nich powstało wiele naszych druków.
Ważną rolę odegrała też ścianka! I tak jak zawsze Wam mówię, że nie cierpię „ścianek” i na nich nie pozuję, tak tę uwielbiam i uwielbiają ją również nasi goście, ochoczo się na niej fotografując. A tak naprawdę jest to graciarnia i stary kibelek (deski błękitne) oraz kemping (deski zielone). Ścianka jest czymś, co symbolizuje moje lato, postanowiłam ją zatem przenieść do pracowni. Przenieść czyli zainstalować coś w podobie do niej, abym mogła sobie w zimowe wieczory w pracowni nacieszyć oko czymś, co dobrze mi się kojarzy. Drewniane deski stały się zatem inspiracją do scenografii sesji lookbookowej.
Ścianka w pracowni prezentuje się tak:
Ach! Zapomniałabym o bardzo ważnej osobie! Dostrzegłam ją na zdjęciu powyżej i gdyby nie to, całkowicie bym o niej zapomniała. A ona by mi tego nie wybaczyła! Mowa o naszej wspaniałej ambasadorce kolekcji! Jest nią Arnika Botanika. Nie wiem, czy powinnam mówić Wam TAKIE rzeczy, ale wymyśliłam ją u moich rodziców, jak byłam na Świętach i piłam wino. Zanim zaczęłam śpiewać, narysowałam JĄ. Już od kilku sezonów zbierałam się, aby wymyślić postać fikcyjną o ciekawej historii, ale to wino mojego taty, którego nie można ruszać bo jest zakazane 😉 okazało się pomocne i pewnie będę teraz musiała płacić tacie zaiksy 😉
Całą kolekcję pokażę Wam w kolejnym wpisie, dziś zobaczcie mały jej wycinek.
Reasumując: magiczna moc roślin zaczyna działać w momencie wyjścia na łono natury. Sprawdźcie sami! Natura naprawdę potrafi pocieszyć, uleczyć trzeba tylko w to uwierzyć! Zostawcie zatem na chwilę telefony, laptopy i idźcie na spacer. Zajrzyjcie tylko od czasu do czasu do mnie, bo mam Wam jeszcze wiele do powiedzenia 🙂
„Chciałabym być wyższa/niższa, chudsza/grubsza… ładniejsza; chciałabym mieć proste/kręcone włosy; większy/mniejszy biust. Chciałabym mieć wszystko a przynajmniej wiele odwrotnie niż mam.” Słyszę to niemal codziennie. I co najdziwniejsze mówią to osoby, którym niczego nie brakuje a ich rzekome kompleksy bardzo często są ich atutami. Podam Ci prosty przykład na własnej osobie. Najczęstszym komplementem jaki słyszę od innych jest: „ale masz piękne włosy!”. Teraz umiem za taki komplement podziękować i rzeczywiście zdaję sobie sprawę, że są one gęste, kręcone, mogą się podobać. Ale czy wiesz, że większość swego życia je prostowałam, karbowałam, zaplatałam w warkocze lub nawet kręciłam na jakieś lokówki, bo… „moje loki nie były dość dobre”? Problem skończył się sam, jak trzy lata temu pojechałam na wakacje do Chorwacji pod namioty z naszymi przyjaciółmi. Oczywiście zabrałam ze sobą cały asortyment prostujący włosy, ale głupio było mi go nawet wyjąć z walizki. Chłopaki grali na gitarach, śpiewali, ich żony opiekowały się dziećmi a ja w tym czasie miałabym w niewyobrażalnym upale nagrzewać prostownicę, wyciągnąć lusterko i się czesać a potem nie kąpać (albo pływać z głową ponad wodą), bo by się wszystko popsuło…. Jakoś nie bardzo 😉 Zostawiałam je więc mokre i wysychały do naturalnych loków. Po dwóch tygodniach takiego życia stwierdziłam, że jest ono bardzo wygodne, daje mi godzinę, którą mogę przeznaczyć na przyjemności i na dodatek okazało się, że przez prawie trzydzieści lat (!) uznawałam swój atut za coś zupełnie niefajnego.
Tak to jest, że każda z nas ma mocniejsze i słabsze strony. Choć mogą one być „słabsze” tylko w naszych głowach lub ze względu na panujące kanony piękna kreowane przez media. Przecież nie każda kobieta musi dążyć do „wzorcowej” sylwetki klepsydry. Ktoś może czuć się dobrze z tym, że jest szczupłą „kolumną”, apetyczną „gruszką” czy eleganckim „jabłkiem”. Warto jest polubić siebie i znaleźć swoje mocne strony, nawet jeśli odbiegają od „ideału”. Pomocna w tym jest wiedza o swojej palecie kolorów, o fasonach ubrań, butów i dodatków odpowiednich dla sylwetki. Ważne jest też, aby to wszystko skomponować zgodnie z charakterem, temperamentem, trybem życia. Nie jest dobrym sposobem próba kopiowania stylu znanej gwiazdy lub przyjaciółki, tylko dlatego, że ona wygląda zjawiskowo. Ty możesz mieć zupełnie inną budowę ciała, inne proporcje i w tej samej stylizacji będziesz wyglądała… koszmarnie. I odwrotnie. Nie kupuj czegoś, bo jest hitem tego sezonu w kolorze „nude” jeśli w kolorze „nude” wyglądasz jakbyś drugi tydzień chorowała na ciężką grypę. Ja w liceum korzystałam z takiego triku: jak chciałam dostać zwolnienie od pielęgniarki (tak, kiedyś pielęgniarka szkolna mogła wypisać zwolnienie), ubierałam się w pomarańczową koszulę (moja przyjaciółka w żółty sweterek – bo jak chorować to w duecie!). Wyglądałam w niej tak źle, że nawet nie musiałam symulować.
Kolejny wpis poświęcę sukienkom z moich kolekcji, które maskują brzuch. Z doświadczenia wiem, że spędza to wielu paniom sen z powiek a wcale nie jest to takie trudne, aby wyszczuplić tą część ciała bez drakońskiej diety i halek modelujących.
Jeśli macie pytania i chciałybyście, abym pomogła je Wam rozwiązać tu na blogu, piszcie w komentarzach lub na maila: info@nikonorov.com 🙂
Poniżej zdjęcia z pamiętnych wakacji pod namiotem. Jedwabną suknię też tam miałam 😉
Dziś w butiku pojawiło się coś dla miłośniczek moich kwiatowych druków: etui na telefon z motywem dedykowanym jednej z czterech ostatnich kolekcji: „Felicita”, „Forget-Me-Not”, „Hypnotic” i „Patria”! Dobierz case do swojej ulubionej kreacji!
P.S. Tak po cichu podpowiem niektórym panom (i paniom), że takie kwieciste etui będzie idealnym prezentem na wiele okazji: urodziny, imieniny, Mikołajki, Boże Narodzenie i inne. Bez okazji również! Zamiast kwiatów na przykład 🙂
Etui z moimi autorskimi drukami dostępne w butiku online: www.nikonorov.com