Urodziłam się w latach 80′ i odkąd pamiętam, wiedziałam kim chcę w przyszłości zostać. Lubiłam obserwować ówczesne top modelki, aktorki, wokalistki. Fascynowała mnie nie tylko ich piękno, ale również różnorodność, to że wiele z nich potrafiło ze swojej odmienności zrobić atut i znak rozpoznawczy. Mając kilka lat projektowałam pierwsze kreacje, uczyłam się szyć od babci i uwielbiałam chodzić z nią do sąsiada, który był krawcem i prowadził w swoim mieszkaniu zakład krawiecki, gdzie powstawały męskie garnitury. Pochłaniałam to wszystko, uczyłam się i zaczęłam szyć dla siebie – głównie z potrzeby odróżnienia się od innych. Niedługo po tym projektowałam już dla koleżanek, uczyłam je, aby podkreślały swój odmienny styl – że nawet nosząc takie same ubranie jak inni, można wyglądać inaczej, poprzez stylizację, podkreślenie swoich charakterystycznych cech.
Dziś nie potrafię zrozumieć tego, że wiele kobiet zatraca swoją wyjątkowość i chce wyglądać tak jak reszta. Obserwuję zjawisko kopiowania się nawzajem, nie tylko pod względem ubioru ale i urody . Zdarza się, że wiele osób wydaje mi się do złudzenia identycznych.
Moja kolekcja „Freedom” inspirowana jest latami 80′ i 90′, czasem w którym dorastałam i kształtowałam swój światopogląd. Czasem, w którym liczyła się oryginalność, i do którego lubię wracać oglądając stare zdjęcia, wideoklipy czy filmy. Chciałabym, aby pomogła Wam ona odnaleźć siebie – tę prawdziwą, wyjątkową i taką, której naprawdę nic nie brakuje. Chciałabym, aby pomogła ona Wam zrozumieć, że Wasza siła tkwi w tym, że każda z Was jest inna i niepowtarzalna. Mam nadzieję, że dzięki niej odnajdziecie inspirację i wiarę w siebie oraz, że odrzucicie proponowane Wam naśladownictwo.
„Freedom” to asymetria, charakterystyczne bufki i marszczenia lub oszczędny minimalizm. To czerń łączona ze złotem, to mix różnych druków. Niemal każdy model w subtelny sposób coś odsłania – nogę, ramię lub dekolt. Proponuję, aby sukienki mini nosić również ze spodniami, aby łączyć ze sobą wzory, aby nie bać się bawić modą i sprawić sobie radość z tego, co może powstać, jeśli wyjdzie się poza schemat.
„Freedom” to ubrania, które dają siłę, które mają sprawić, że poczujecie się dobrze we własnej skórze. Nazywam je „power dress”, bo niejednokrotnie mnie samej dodały odwagi i odmieniły mój wydawać się mogło, zwyczajny, szaro-bury dzień w dzień, w którym osiągnęłam zamierzony cel.
Zapraszam Was do butiku https://nikonorov.com/ gdzie zobaczycie całą kolekcję. Przy każdym modelu jest filmik w którym pokazuję jak każdy egzemplarz prezentuje się na mnie, w ruchu, zatem polecam wejście w konkretny produkt.
Swoją nazwę zawdzięczają Dominikowi. Po serii różnych nieistniejących w języku polskim słów opisujących legginsy posiadających stopy ta wydała nam się najwłaściwsza.
Uwielbiam nosić sukienki, tuniki nie tylko latem, zimą również. Nie zawsze mam ochotę na grube rajstopy i często irytuje mnie fakt, że takie, które są dobre dla mojej sylwetki, wiszą w kroku. Pewnie Wy też się spotkałyście z tym zjawiskiem… Postanowiłam zatem stworzyć produkt, który połączyłby w sobie cechy legginsów i rajstop. Dlatego zaprojektowałam …. legginstopy! Legginstopy są skrojone jak rajstopy ze szwem z tyłu, ale uszyte zostały z jersey’u, z którego robimy legginsy. Dzięki takiemu połączeniu są one oryginalne, wygodne, komfortowe i na dodatek będzie można się nimi cieszyć znacznie dłużej – lecące oczka im nie groźne. Oczywiście druk jest nasz własny, autorski, intensywny, wyprodukowany w naszej pracowni. Dodatkowym atutem jest fakt, że nie są prześwitujące, więc trudniej w nich o modową wpadkę 😉
Z czym je noszę? Oczywiście z sukienkami! O różnych fasonach. Uwielbiam styl lat 80′ i 90′ i przenoszę go do swojej szafy. Często łączę kolorowe legginstopy z czarnymi sukienkami żakietowymi, asymetrycznymi tunikami a nawet noszę wszystko w ten sam kwiatowy wzór (cała „tropikalna” nie chodzę, bo czuję się wtedy zbyt zielona). I jak pewnie zauważyłyście – pasek w talii do dla mnie podstawa! Na zdjęciach poniżej zmodyfikowałam moje legginstopy i połączyłam je z butami, tworząc legginboots’y 😉 Obserwujcie mojego Instagrama, tam z pewnością pojawią się moje stylizacje!
Panowie i Panie! Legginstopy są wspaniałym pomysłem na prezent! Znajdziecie je w moim butiku online w zakładce „legginsy„.
Dostaję mnóstwo podziękowań od moich klientek za to, że od wielu lat mają w szafie moje ubrania a one cały czas wyglądają jak nowe. Czy te panie w nich w ogóle nie chodzą? A może noszą je bardzo rzadko? Nie. One po prostu o nie odpowiednio dbają, bo staram się przekazać im jak najwięcej informacji o tym, jak postępować z ubraniami, aby cieszyć się nimi jak najdłużej. Dziś chciałabym podzielić się z Wami tymi bardzo prostymi, lez niezwykle ważnymi poradami.
Przede wszystkim musicie wiedzieć, że projektując każdą rzecz mam na uwadze jakie będzie jej zastosowanie. Czy będziesz w niej chodziła bardzo często i równie często będziesz musiała ją prać (np. bluzka do pracy) czy będzie to coś, co zakłada się okazjonalnie (kreacja wieczorowa) lub tylko raz w życiu (suknia ślubna) i czyszczenie będzie można zlecić pralni? Mam świadomość tego, jakie materiały potrzebują szczególnej troski a jakie można wrzucić do pralki i się nimi nie przejmować. Oprócz tego, że dany surowiec będzie miał inną wytrzymałość na różne temperatury prania to jeszcze fason, zastosowane wykończenia i ozdoby będą wpływały na to, jaka etykieta zostanie wszyta. Jako przykład podam Wam bawełnianą koszulkę. Bawełnę można prać w pralce, więc koszulka jako taka nie straciłaby na jakości (chociaż mimo wszystko prana ręcznie dłużej wyglądałaby jak prosto ze sklepu). Namalowałam na niej listki i naszyłam ręcznie wykonane kwiatki. Producent farb do tkanin zapewnia, że odpowiednio zakonserwowany rysunek można prać w pralce, nawet w 60 stopniach i kwiatki w sumie też raczej by wytrzymały (akurat te konkretne, bo nie były z jedwabiu). Ale to, co zakwalifikowało koszulkę do prania ręcznego było tym, co jednocześnie podnosiło jeszcze bardziej jej wartość i walory artystyczne – koraliki i małe cekinki wyhaftowane we wnętrzu różyczek. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby stosować się do etykiet, które podpowiadają nam jak obchodzić się z danym ubraniem. Wiem, że niektórzy producenci nadużywają wszywek „pranie na sucho”, głównie dlatego, że możliwość rozpadu ich wyrobu po praniu jest bardzo możliwa i nie ma to związku z rodzajem włókien a raczej kiepską ich jakością. Musicie wiedzieć również, że nie wszystko można w ten sposób czyścić i nie jest to też obojętne dla zdrowia. Po czyszczeniu chemicznym należy ubranie wywietrzyć, nie można trzymać w plastikowym pokrowcu w zamkniętej szafie! Druga sprawa jest taka, że jak zaniesiecie do pralni suknię ślubną z poliestru to wyląduje ona w pralce, bardziej profesjonalnej niż Wasza, ale w pralce. Nie zapominajcie uprzątnąć kieszeni przed praniem, bo najgorszym co może się stać będą wyprane pieniądze a równie złe – ubrania w rozmokniętym papierze, cukierkach itp. Pierzcie na lewej stronie, zasuwajcie suwaki.
Kolejną istotną rzeczą jest odpowiednie suszenie. Ja w ogóle nie jestem zwolenniczką suszarek bębnowych. Moim zdaniem tradycyjne rozwieszenie pomaga w przedłużaniu formy i „życia” ubrania. Dzianiny, czy to swetry, czy jerseyowe sukienki pod wpływem wody robią się ciężkie, więc je lepiej przełożyć przez suszarkę, aby jak największa ich część lub nawet całość mogła suszyć się na płasko. Nie róbcie tego na wieszakach, bo zdefasonują się, wyciągną i mogą już nigdy nie odzyskać dawnego wyglądu. Za to tkaninowe koszule – jak najbardziej podziękują Wam za wieszak. Jeśli macie coś z tkanin i dzianin powleczonych laminatem, suszcie na prawej stronie, w przeciwnym razie może dojść do posklejania się różnych części i uszkodzenia. Zdecydowaną większość rzeczy najlepiej suszyć na lewej stronie i nigdy w pełnym słońcu – to może spowodować wyblaknięcie.
Odpowiednio wysuszone ubranie, głównie z włókien poliamidowyh, poliestrowych lub mieszanek z nimi w wielu przypadkach nie będzie wymagało prasowania. No może od czasu do czasu warto będzie przeprasować szwy. Wszystkie rodzaje materiałów osobiście najbardziej lubię prasować parą w pionie i takie też urządzenie sobie sprawiłam do domu. W pracowni prasuję żelazkiem przez nakładkę teflonową – polecam Wam z całego serca, jest niemal niemożliwe, aby przypalić cokolwiek. Mniej też „wyświeca się” wiskoza, choć na nią trzeba bardzo uważać zawsze. Jako ciekawostkę Wam powiem, że jeśli wyjmiecie z szafy ubranie i rozwiesicie w łazience, to pod wpływem pary również większość z nich się rozprostuje i znów ominiecie czynność, którą mało osób lubi 😉
Jak natomiast przechowywać nasze skarby? Nie ukrywam, że odpowiednie wieszaki do podstawa. Jeśli macie metalowe – wyrzućcie je lub zarezerwujcie na topy na ramiączkach. Marynarki i żakiety trzymajcie zawieszone na takich o poszerzonych zakończeniach, tkaninowe sukienki, koszule – mogą być na zwykłych, drewnianych. I tak jak w przypadku suszenia – długie jerseyowe sukienki; krótkie, ale np. z gęsto marszczonym dołem, swetry, bluzy przechowujcie złożone, jeśli nie macie już w zamiarze urosnąć, bo z pewnością się wydłużą. Wiem, że czasem chce się zawiesić piękną rzecz na widoku na szafie czy w garderobie, ale niestety to może sprawić, że pozostanie ona jedynie ozdobą.
Nie mniej istotne są dodatki, jakie nosicie. Wiem, że niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale piękne brokatowe paski mogą zniszczyć Wam rękawy w miejscu, gdzie będą się stykać. Cudowna, cekinowa kopertówka pozaciąga Wam sukienkę a wiklinowy koszyk noszony na ramieniu zmasakruje dosłownie wszystko. Uważać trzeba też na bransoletki z koralikami na drucikach – są bezwzględne dla tkanin i dzianin.
Dopełnieniem Waszej dbałości o ubrania powinno być odpowiednie zabezpieczenie szafy przed molami i … kotami. Mój uwielbia wchodzić do środka, zrzucać wszystko i się na tym wylegiwać. Pierwsze i drugie mogą doprowadzić nas do łez 😉 Odrobina zdolności w postaci umiejętności przyszycia naderwanego guzika również Wam się przyda 🙂 I jak już jesteśmy przy nitce, to prawie zapomniałabym przestrzec Was przed urywaniem i ciągnięciem tych odstających. Jeśli takową widzicie, bo albo szwaczce zdarzyło się nie zauważyć lub też sama z siebie się pojawiła – obetnijcie ją. Kiedy ja chcę spruć szybko ścieg, wyciągam odpowiednią nić i dzieje się to w mgnieniu oka. Dla Was może zakończyć się to koniecznością wizyty u krawcowej.
Wszystko, co napisałam jest w zasadzie większości z Was znajome. Jeśli weźmiecie to sobie do serca, zaoszczędzicie mnóstwo pieniędzy a Wasze ubrania będą służyły Wam wiele lat. Chyba, że są to słabej jakości produkty „made in China” – je od razu możecie wyrzucić, powyższe porady niestety nie mają zastosowania do większości z nich 😉
Jak zwykle początek kolekcji zaczynam się od znalezienia inspiracji. Tym razem punktem wyjścia była moda lat 90 oraz 50. Oczywiście w trakcie tworzenia pomysł ewoluował w kierunku stylu który jest ze mną od wielu lat. Jest to dla mnie pocieszające, że po czasie w którym jestem w zawodzie udaje mi się odnaleźć swój własny, charakterystyczny styl.
Kolejnym krokiem były desenie. Tutaj zależało mi na nasyconych, konkretnych barwach. Zestawienia kolorystyczne które znalazły się w kolekcji są przez mnie sprawdzone jako wyraziste, mocne i twarzowe. W końcu miałam okazję wykorzystać je w formie druków na materiałach. Muszę przyznać, że projektowanie wzorów było dość pracochłonne. Z uwagi na to, że postanowiłam, że będą tylko trzy motywy, chciałam aby były to takie które wyrażają właśnie mój charakter, osobowość i estetykę.
Później zaczęły się schody.. to co sobie wyobraziłam niekoniecznie chciało powstać. Chodzi tu o techniczne sprawy o których klienci często nie mają pojęcie. Ile prób druków trzeba wykonać, aby wyszły tak jak chcesz, ile materiałów przetestować, aby znaleźć ten idealny? Na szczęście się udało, więc mogłam zająć się fasonami i konstrukcją. Tu też sprawa nie jest oczywista. O ile kilka sprawdzonych modeli zostało „przemyconych” w nowej odsłonie, o tyle nowe modele zawsze testuję na sobie. Nie muszę zaznaczać, że nie robię tego w jeden dzień. Sprawdzam nie tylko to jak sukienki czy suknie się układają gdy stoję przed lustrem ale również gdy się poruszam, pracuję, idę na zakupy czy z psem na spacer. Przymierzam kreacje na różnych typach sylwetek abym później, pisząc opis mogła z czystym sumieniem polecić go dla danej figury. Kiedy już wszystko się zgadza przechodzę do stopniowania i wyboru skali rozmiarów dla poszczególnych fasonów. To też jest kwestia prób. Nie każda sukienka wygląda dobrze w większych rozmiarach i dlatego niektóre z nich są w butiku np. tylko do 38 rozmiaru. Oczywiście znaczną większość staram się projektować tak, aby osoba w rozmiarze 44 też wyglądał dobrze.
Kolejny etap to szycie i szukanie sposobów realizacji, najlepsze wykończenia i techniki. Tu nie mogę wchodzić w szczegóły ponieważ są ściśle tajne 🙂 W skrócie powiem, że nie idziemy na skróty. Liczy się efekt końcowy.
Etap któryś tam.. Zdjęcia. Tym razem znów modelką byłam ja. I nie chodzi o to, że uważam się za najlepszą modelkę ale o to, że wiele z Was stwierdziło, ze jest to najlepsze rozwiązanie. Dodatkowo jest to dla nas (mnie i Dominika) najwygodniejsze. Nie musimy ustawiać sobie deadline’ów, umawiać się na konkretny czas pracy i spinać się aby wyrobić na czas. Jak coś nie wychodzi to po prosu powtarzamy w swoim tempie. Staramy się aby zdjęcia jak najbardziej oddawały to jak ubrania wyglądają w rzeczywistości, dlatego nie ingerujemy w nie zbyt mocno. Oczywiście na małą korektę sobie pozwalamy bo przecież niezbyt estetycznie wygląda modelka z zadrapanym przez kota kolanem :))
Oprócz zdjęć do każdej sukienki, bluzki, sukni czy spódnicy dodaliśmy krótki film w którym prezentuję ów model i opowiadam o sposobach w jaki można go stylizować, z czym zestawiać, jak nosić i dla jakiej sylwetki będzie odpowiedni. Myślę, że to pomoże Wam w odpowiednim wyborze czegoś dla siebie, a zarazem uchroni przed rozczarowaniem. Kiedy mówię, że dla danej sylwetki coś nie jest odpowiednie to, zaufajcie mi – NIE JEST. Może i jestem do bólu szczera ale wychodzę z założenia, że to jest lepsze niż sprzedanie kolejnej rzeczy, która nigdy nie zostanie założona przez klientkę.
No dobrze.. dość już tych technikaliów 🙂 Zobaczcie kolekcję.
Broszka gigant – kwiatowy dodatek zarówno na co dzień, jak i na wieczór lub nawet ślub została przeze mnie zaprojektowana i stworzona… tak dawno, że nie mogę dokładnie określić jej daty. Mam ją na zdjęciach z pokazu w 2010 roku, ale już wtedy nie była ona nowością.
Doskonale wiecie, że kwiaty towarzyszą mi niemal od początku mojego istnienia, jako projektantki a co sezon pojawiają się w nowych wersjach lub jako zupełnie nowe dodatki, druki, czy nawet draperie na ubraniach.
Czasem dostaję pytania typu: „jak nosić taką ozdobę?”. Odpowiedź brzmi: tak jak lubisz! Bo potrafi ona „odczarować” zwykły t-shirt, nadać wieczorowego charakteru skromnej małej czarnej a nawet zamienić prostą suknię ślubną w taką, która spokojnie mogłaby się pojawić na pokazie haute-couture. Taka duża „plama koloru” przy twarzy dodaje twarzy blasku, jeśli oczywiście będzie ona pochodziła z Twojej palety kolorów. Tym samym, możesz „uratować” ubranie, które ma niekorzystny dla Ciebie odcień, gdyż to nie on będzie grał główną rolę. Ja sama mam tych broszek mnóstwo, dobieram je w zależności od nastroju, stylizacji, okazji. Czasem przypinam ją do torebki czy wiklinowego koszyka a na co dzień nie trzymam jej w szafie… ozdabia ona mój pokój wisząc na zasłonie, czasem przypięta do ozdobnej poduszki..
W filmie chciałam pokazać jak ja ją noszę. Stylizację pochodzą z sierpnia, więc niektóre z nich są dosyć letnie ale zobaczycie również zestawienia z sukienkami koktajlowymi, które są uniwersalne na każdą porę roku. Planuję również nagrać film o tym, jak takie dodatki wystylizować na okoliczność ślubną – jeśli któraś z Was jest tym tematem zainteresowana serdecznie zapraszam do subskrypcji mojego kanału, niedługo będzie można go obejrzeć.
A oto broszka gigant na zdjęciach archiwalnych (i jednym aktualnym):
Wpadliśmy na pomysł tego odcinka spontanicznie i nie wiedzieliśmy, co z tego wyniknie…. Bo czy można kupić na nadmorskim bazarze kiczowaty dodatek i wystylizować go z ubraniami z naszych kolekcji tak, aby wyglądał stylowo? Przechodząc pomiędzy sklepikami z pamiątkami mnóstwo jest kolorowych naszyjników, bransoletek, świecących opasek…. Zaryzykowaliśmy! Jest to jeden z moich ulubionych odcinków, jakie dotychczas nakręciliśmy. Dał nam wiele radości, śmiechu i wysilił do kreatywnego myślenia (choć tego nam akurat na co dzień nie brakuje). Wniosek z tego jest taki, że czasem można poszukać inspiracji nie wydając ogromnej kwoty pieniędzy oraz drugi, bardziej zasmucający – że na dobrze zrobionych zdjęciach, nawet największy bubel prezentuje się świetnie, co wykorzystują producenci i sklepy takich rzeczy… Zapraszam do oglądania i komentowania. Co sądzicie o takich kreatywnych odcinkach?
Poznajcie Martę! Ta cudowna dziewczyna to jedna z moich klientek i kolejna bohaterka naszego cyklu „Ubieramy…”. Spotkałyśmy się niedawno przy okazji jej wizyty w Polsce w celu przymiarki jej wymarzonej sukni ślubnej. Marta od razu wiedziała co chce i wybrała białą suknię z kolekcji „Felicita”. Jej ślub, jak sama to nazywa, będzie „minimalistyczny” – obiad dla rodziny i przyjaciół. Ta suknia sprawi, że Marta z pewnością nie będzie czuła się przebrana a jednocześnie podkreśli wagę tego dnia. Bo „Magdalena” to niby skromna suknia, ale inteligentnie dopasowująca się do sylwetki, kształtów i … sytuacji. Bo wystarczą inne akcesoria i możesz wystylizować ją na wiele okazji! Ja dziś zaproponowałam Marcie stylizację boho. Dobrałam jej sandałki na słupku, kwiatową koronę i postawiłam na delikatny makijaż.
„Ubieramy…” – to nasza odpowiedź na Wasze częste komentarze, że w kolekcjach projektanta wyglądają dobrze tylko bardzo szczupłe modelki. W pierwszym odcinku poznacie Karolinę, która sama się do nas zgłosiła i chce Wam pokazać, że w rozmiarze 44 można (a nawet trzeba!) czuć się piękną! Specjalnie na potrzeby sesji powstała wieczorowa suknia plus size z drukiem z kolekcji „Królowa Bajka” – od teraz dostępna w naszym butiku w rozmiarach od 34 do 46 🙂 Zapraszamy!
Uff! Minął równo tydzień od pokazu…. Oznacza to, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca serii „Fashion Trip”.
Tak jak nie chciałam zacząć jej kręcić, tak teraz trudno będzie mi się z nią rozstać. Przyzwyczaiłam się do „najazdów” dominikowej kamery w najmniej oczekiwanym momencie.. Takie było założenie: żadnej ściemy, żadnych dubli…. „Najwyżej nikt tego nie obejrzy”. Ale oglądacie! Kto jest w tyle, dodaję kolejne odcinki, których z nadmiaru zajęć zapomniałam tu umieścić
Mam nadzieję, że jutro macie wolną niedzielę i trochę czasu, bo jest co nadrabiać 🙂
Kochani! Wielkimi krokami zbliża się pokaz kolekcji „Królowa Bajka”. Zapraszamy Was 28.10.2017 o godz. 18:00 do Sukcesji w Łodzi 🙂
Nie wiem kiedy zleciał ten czas…. Czuję się jakbym wczoraj rysowała projekty w kempingu i opowiadała Wam o tym… Tymczasem w mojej pracowni panuje istny chaos…. Wszystko jest porozrzucane, pozaczynane i ledwo można przejść do maszyn. Na szczęście pojawiła się u mnie nowa osoba! Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele, bo o wszystkim dowiecie się z kolejnych odcinków, ale bądźcie spokojni – ten ktoś, to jedna z Was, bardzo zdolna dziewczyna, która od kilku dni ze mną pracuje 🙂 Mam super asystentkę!
Spotkajmy się po pokazie, choć na chwilę! Kto nie ma takiej możliwości – zapraszam na live stream na moim fanpage’u! Oczywiście zobaczycie cały pokaz również na YouTube. Łza mi się w oku kręci, że „Fashion Trip” dobiega końca, bo choć zobaczycie jeszcze kilka odcinków, to było mi niezmiernie miło towarzyszyć Wam w każdy weekend… Co ja piszę?! To Wy mi towarzyszyliście i nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, jaką daliście mi siłę! Wasze wsparcie w postaci komentarzy wiele razy podniosło mnie na duchu i było ogromną inspiracją. Serio.
A tak prezentuje się moja peleryna z kolekcji z 2007 roku, która reklamuje na billboardach imprezę „Fashion Industry Days” i zapowiada „Królową Bajkę”.
Kiedyś kręciliśmy filmiki w przerwach w pracy, teraz kręcimy.. podczas pracy. Przyznaję, ten pomysł nie był mój i prawie „doprowadził do rozwodu” Ostatecznie sama polubiłam naszą nową zajawkę, do czego na pewno przyczynili się ludzie, którzy zasypali nas pozytywnymi komentarzami, czyli Wy! Dziękuję! I tak z projektantki stałam się YouTube’rką… Żartuję, dalej jestem projektantką… z możliwością podglądania mojej pracy na YouTube
„FASHION TRIP” to seria filmików, która pokaże Wam od podszewki jak powstaje nowa kolekcja. Zaczynając od szukania inspiracji, przez szkice, wykonywanie zdobień, szycie prototypów po sesję zdjęciową i być może pokaz. Dlaczego „być może”? Bo jesteśmy w trakcie nagrywania! Uczestniczycie z nami w tej podróży. Podróży bez ściemy, reżyserii ani dubli. Zaczynamy w momencie wyjazdu na wakacje, bo to wtedy dałam się namówić na pierwsze nagranie. Tak naprawdę Dominik prosił mnie o tą serię wiele lat… Chyba siedem… (!) Co się odwlecze to nie uciecze! Bądźcie z nami w niedzielę, 17 września – wtedy to świat ujrzy nasz pierwszy odcinek 🙂
Śmieję się, że to moje królestwo. Choć niewielkie, to moim zdaniem piękne i co najważniejsze moje własne. Piękne dlatego, że tu spełniają się moje marzenia o tym, by projektować, tworzyć dla Was kolekcje … Często również spełniają się tu czyjeś marzenia o wyjątkowej sukni ślubnej, idealnie dopasowanej sukience dziennej czy ręcznie wykonanej biżuterii… W tym roku mija dwunasty rok, odkąd założyłam swoją markę. O moich niełatwych początkach pisałam już jakiś czas temu, dlatego już więcej nie będę, ale kto chce, może zajrzeć na mój wpis sprzed dwóch lat. Może to zainspiruje Was do realizacji swoich planów nawet jeśli wydają się one zupełnie nierealne.
Wracając do mojego królestwa, czyli mojej pracowni, zapraszam do obejrzenia zdjęć, które pokazują showroom oraz tajemniczą komnatę, gdzie piętrzą się materiały, nici i różne skarby należące do królowej 😉 Przepraszam za bałagan, nie spodziewałam się tego dnia fotografa … Poza tym, kto ma jakąkolwiek pracownię ten wie, że porządek w takim miejscu to kwestia godziny 😉
A oto showroom, w którym można obejrzeć aktualnie dostępną kolekcję a kiedy trzeba za skinieniem magicznej różdżki zmienia się on w przestronne studio fotograficzne 🙂
Ktoś mnie kiedyś zapytał (w sumie nie raz), ile czasu trzeba poświęcić, aby prowadzić własną firmę, markę? Odpowiedź brzmi: prowadząc własną firmę, jesteś w pracy zawsze. I nie ważne, ile osób zatrudniasz, z iloma współpracujesz – jesteś w pracy zawsze. Nawet na wakacjach. Tym razem, pakując się na wczasy zabrałam ze sobą mnóstwo rzeczy… prawie wszystko po to, by zacząć projektować nową kolekcję. Szkicowniki, ołówki, pastele, kredki, pisaki, farby, kufer ze wszystkimi akcesoriami do robienia kwiatów, jedwabie iiiiii…. szkoda czasu na wymienianie – cała walizka zapełniona.
Z tego miejsca dziękuję NVIDIA i Komputronik za ułatwienie mi pracy na wakacjach, projekty już się tworzą z pomocą Waszego notebooka! (Nawet w mega słońcu, bo nie odbijam się jak w lustrze w monitorze… ❤ )
A tak „by the way”… Kto śledzi mój fanpage ten wie, że moja współpraca z INVIDIA Geforce zaczęła się już jakiś czas temu. Całkiem niedawno miałam okazję stworzyć dla nich kilka projektów w Virtual Reality. Szczerze – jak zostałam o to poproszona, trochę się przestraszyłam… Bo miał do mnie przyjechać specjalista, projekty musiały powstać tego samego dnia a ja nie mogłam nauczyć się obsługi urządzenia wcześniej…. I co? I to była tak wspaniała zabawa, że mogłabym tam siedzieć w tej nierealnej rzeczywistości i sobie rysować na manekinie, który był identyczny jak mój w prawdziwej pracowni. Oprócz tego w goglach można zwiedzać miasta i oczywiście grać.
Zobaczcie, tak wyglądały moje suknie. Dodam, że „na żywo” wszystko to wygląda jak w bajce. Perły, cekiny się skrzą; pióra przenikają się kolorami a z nieba, jeśli chcecie, spadają gwiazdy. Coś cudownego. Pokochałam.
Do zobaczenia Kochani, mam dla Was wiele niespodzianek już za niedługo :))
Doskonale wiecie, że kolekcje powstają z dużym wyprzedzeniem. „Botanicę” zaczęłam tworzyć zeszłego lata… A w zasadzie zaczęliśmy! Posłuchajcie…
Każde wakacje spędzamy nad morzem, w Jantarze. Latem kończyłam kolekcję „Patria” i przygotowywałam się do pokazu. Pamiętacie pewnie moją „polową” pracownię, jaką urządziłam sobie w drewnianym kempingu. W tym czasie Dominik z moim tatą wymyślali, jak zrobić husarskie skrzydła dla modelek. W zasadzie ciężko pracowaliśmy w nasze wakacje.
Nasz domek stoi na skraju lasu, toteż wystarczy postawić nogę na progu i już jest się w innym świecie. Tak to wygląda:
Tegoż lata zaczęliśmy interesować się właściwościami ziół, obserwować jak i gdzie rosną, zbierać, próbować. Ot, taka rozrywka. Kto wie, ten wie, a kto nie wie zaraz się dowie – zanim studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych mój wymarzony kierunek – projektowanie mody, jeden rok spędziłam na Architekturze Krajobrazu. Rośliny zatem nie są mi obce, ale też nie całkiem znajome, ponieważ zamiast być pilną studentką, na wykładach robiłam szkice sukienek. Na botanice też. Choć z botaniki czułam się niemalże ekspertką, ponieważ pomimo tego, że byłam w liceum w klasie o poszerzonym angielskim, to nasza wychowawczyni uczyła nas poszerzonej biologii (pozdrawiam serdecznie Pani Grażynko). O czym to ja pisałam? Aaa… 😉
Inspiracja! Nie wiem jak wygląda Wasza karta pamięci w telefonie, ale ja zazwyczaj aby zrobić jedno zdjęcie, muszę skasować dziesięć. Tak więc chodziłam po tym lesie i plaży w towarzystwie pięknego i jakże oczytanego męża i fociłam wszystko to, co później przeniosłam na druki: dzikie róże, rokitniki, liście, trawy, chwasty…
Kiedy na chwilę wracaliśmy do Łodzi, spędzaliśmy dużo czasu w Ogrodzie Botanicznym i Palmiarni – tam zdjęcia robił Dominik i to z nich powstało wiele naszych druków.
Ważną rolę odegrała też ścianka! I tak jak zawsze Wam mówię, że nie cierpię „ścianek” i na nich nie pozuję, tak tę uwielbiam i uwielbiają ją również nasi goście, ochoczo się na niej fotografując. A tak naprawdę jest to graciarnia i stary kibelek (deski błękitne) oraz kemping (deski zielone). Ścianka jest czymś, co symbolizuje moje lato, postanowiłam ją zatem przenieść do pracowni. Przenieść czyli zainstalować coś w podobie do niej, abym mogła sobie w zimowe wieczory w pracowni nacieszyć oko czymś, co dobrze mi się kojarzy. Drewniane deski stały się zatem inspiracją do scenografii sesji lookbookowej.
Ścianka w pracowni prezentuje się tak:
Ach! Zapomniałabym o bardzo ważnej osobie! Dostrzegłam ją na zdjęciu powyżej i gdyby nie to, całkowicie bym o niej zapomniała. A ona by mi tego nie wybaczyła! Mowa o naszej wspaniałej ambasadorce kolekcji! Jest nią Arnika Botanika. Nie wiem, czy powinnam mówić Wam TAKIE rzeczy, ale wymyśliłam ją u moich rodziców, jak byłam na Świętach i piłam wino. Zanim zaczęłam śpiewać, narysowałam JĄ. Już od kilku sezonów zbierałam się, aby wymyślić postać fikcyjną o ciekawej historii, ale to wino mojego taty, którego nie można ruszać bo jest zakazane 😉 okazało się pomocne i pewnie będę teraz musiała płacić tacie zaiksy 😉
Całą kolekcję pokażę Wam w kolejnym wpisie, dziś zobaczcie mały jej wycinek.
Reasumując: magiczna moc roślin zaczyna działać w momencie wyjścia na łono natury. Sprawdźcie sami! Natura naprawdę potrafi pocieszyć, uleczyć trzeba tylko w to uwierzyć! Zostawcie zatem na chwilę telefony, laptopy i idźcie na spacer. Zajrzyjcie tylko od czasu do czasu do mnie, bo mam Wam jeszcze wiele do powiedzenia 🙂