Dostaję wiele pytań i od Was i w wywiadach. Kilka z nich powtarza się niemalże zawsze, dlatego postanowiłam odpowiedzieć tu, a nie kopiować i wklejać w mailu 😉
Co dał mi udział w programie „Project Runway”?
Dał mi dużo pewności siebie, wiary we własne możliwości i potwierdzenie tego, że marzenia czasem się spełniają. Dał mi również nowych przyjaciół.
Czy coś się zmieniło po programie?
Tu Was rozczaruję. Nie poszłam do programu jako osoba, która marzy o byciu projektantem a jako projektant z kilkoma kolekcjami na koncie, z pracownią, w stałej współpracy z salonami mody (gdzie moje ubrania wiszą obok mojego, notabene jurora i innych zacnych postaci, już od kilku lat). Nie przeżywam więc szoku w postaci „nic się nie działo, a teraz BUM!” 😉 Nie uważam również, że przychodzenie na imprezy promujące nowe kolekcje sieciówek i stanie na „ściankach” to adekwatne zajęcie dla mnie, więc tego unikam. Moją ścianką jest tablica z zamówieniami, realizacjami i terminami, której pilnuję – dlatego ci, którzy mnie zapraszają na imprezy wiedzą, że pracę stawiam ponad wszystko. Nie uważam się za celebrytkę za to bardzo chciałabym być dobrym fachowcem. W związku z tym, swoją energię włożę w jak najlepszą kolejną kolekcję i w naukę początkujących projektantów w Technikum Mody w Łodzi. Czy dostałam oferty pracy od firm odzieżowych? Dostałam. I to już podczas trwania programu zgłosiły się do mnie dwie. Nie podjęłam się tego (niestety), bo musiałabym się przeprowadzić a nie chcę. Poza tym, w owym czasie zajmowałam się intensywnie ostatnią swoją kolekcją. Podsumowując. Zmieniło się. Wstaję wcześniej, więcej pracuję, bardziej uwierzyłam w siebie ale nic nie odwróciło się o 180 stopni;) A! I jeśli zapytacie- po co poszłam do tvn’u, skoro „lanserka” mnie nie interesuje, to odpowiem: myślałam, że zostaniemy pokazani jako fachowcy, rzemieślnicy (zawsze robiłam siatkę konstrukcyjną i modelowanie, wszywałam podszewki itp, często kosztem projektu). Tego, niestety, w emisji zabrakło i to mnie rozczarowało. Takie są prawa telewizji i czasu antenowego. Mimo wszystko, z pewnością tego nie żałuję.
i bardzo mądrze! nie rozumiem tylko jednej rzeczy, na ostatniej edycji łódzkiego tygodnia przecież byłaś, jako gość. ???
Dokładnie – na ostatniej 😉 A to, co opisałam ma miejsce teraz – czyli pół roku później 😉